Czwartek, 29 grudnia 2011 rok

Zuri to 10-letnia dziewczynka z Afryki z Zimbabwe. Mieszkała w niewielkiej wiosce liczącej zaledwie kilkanaście osób. Była jednym z dzieci z wielodzietnej rodziny. Zuri była najstarsza, potem Paluku, który miał 8 lat, 7-letni Lakoo, a na koniec bliźnięta - Zola i Koffi mające 5 lat.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Zaczęło się od tego, że rodzice Zuri dostali list.
Czy chcesz się dowiedzieć jak toczy swoje życie dziewczynka, która nagle przeprowadziła się na drugi koniec świata? Aby się tego dowiedzieć przeczytaj książkę pt. „Rok Zuri”.

 

Czwartek, 29 grudnia 2011 rok

- Szybko musimy już jechać!!! - zawołała nas mama

Niestety nie mogliśmy rozstać się z przyjaciółmi. Paluku z Adisem, Koffi z Budde, Lakoo z Dede. Zola jak zwykle niewzruszona pożegnała się z Uzomą, a ja najgorsze... Musiałam rozstać się z Riziki! Oznajmiłam, że będziemy do siebie pisać choć nie miałam jeszcze pomysłu jak.

- Za 7 godzin lot do Polski. Zbierajmy się - jak zwykle tata nas poganiał

 

2 godziny później...

- Jesteśmy już w Johannesburgu! - ucieszyli się rodzice

Niestety musiałam powstrzymywać płacz, ale w Johannesburgu naprawdę się rozpłakałam. Mama od razu zareagowała:

- Co się stało Zuri?! - zaniepokoiła się mama – Boli cię coś?

No i powiedziałam o co chodzi. I przeze mnie zasmucił się Koffi, Zola (chociaż prawie nigdy nie płacze), Paluku i także Lakoo. Te ich krzyki były nie do zniesienia!

- Ja się chyba zaraz zdenerwuje... - mruknęła mama (zawsze coś do nas ma)

Tata jak zwykle ją uspokajał i mówił, żeby nie krzyczała. Niestety mama była już bardzo poddenerwowana, dlatego wrzasnęła:

- Cichooooooooo!!!!!!!!!!!!!!! Chcemy jechać w spokoju!!!!!!!!!!

W końcu mama pomyślała, że nas przeprosi, bo tata wydawał z siebie dźwięki złości:

- Och!

- No dobrze, przepraszam dzieci. Jak będziemy w samolocie będziecie mogły napisać list do kolegów i koleżanek, dobrze?

Jak zwykle się zgodziliśmy. Wszyscy razem.

 

20 minut później...

Wchodzimy na lotnisko. Rodzice bardzo proszą, abyśmy trzymali się razem.

- Mamy jeszcze 10 minut. Usiądźcie i zajmijcie się czymś wreszcie.

Minęło tylko 5 minut, a zaczęły się kłopoty...

- Jeść!!! - zakrzyknął Lakoo – Chce mi się jeść! Żądam jedzenia!!! Natychmiast!

- Popilnuj ich, a ja pójdę po coś do jedzenia. Tylko daj trochę pieniędzy – tata odpowiedział na zachcianki Lakoo

Okazało się, że w Afryce Południowej w Johannesburgu nie płaci się dolarami Zimbabwe. Pieniądze trzeba było wymienić na randy. Dopiero potem tata kupił każdemu po dwóch kanapkach, batoniku i dwóch butelkach wody. A sobie i mamie kupił nawet ciasteczka...

 

Chwilę później...

Nie mieliśmy żadnych bagaży do oddania, dlatego od razu poszliśmy do bramek. Wszyscy przeszli bez problemu. Potem usiedliśmy na krzesłach i zjedliśmy batoniki i napiliśmy się wody, ponieważ w Afryce jest naprawdę gorąco.

Nasz samolot dosyć szybko przyleciał. Wtedy poszliśmy do pojazdu. Mama kazała nam trzymać się razem, ponieważ ona wcale nie chce nas potem szukać. Nikt z nas przecież nigdy nie widział samolotu:

- Wow, ale superowe!

- Czad!

- Jeny!!!

- Fajnie, że będziemy czymś takim lecieli!

Oczywiście każdy się zachwycał. To mnie tak denerwuje, bo ciągle obok siebie słyszę jakieś westchnienia. Chociaż ten samolot to w sumie fajna rzecz.

- Mamo, co to jest za pani? - zapytała szeptem Zola

- To jest stewardessa. Rozdaje różne napoje, słodycze, wita pasażerów. - odpowiada mama.

- Goeie dag!

- Co ta pani mówi? - tym razem pyta Koffi

- To znaczy dzień dobry. Jesteśmy w RPA. W tym kraju ludzie mówią w języku afrykanerskim.

- Hoe gaan dit? - stewardessa zagadnęła tatę.

- Goed dankie!

- Co ona powiedziała? Co?!

- Jak się Pan miewa? - odpowiedział szybko tata - Ja usiądę z Zolą i Koffim. Są trzyosobowe siedzenia.

- Kto chce usiąść sam? - zapytała mama – Nie zmieścimy się wszyscy.

- Ja chcę! - Lakoo udzielił szybko odpowiedzi.

Ja usiadłam przy oknie, w środku mama, a Paluku z jej lewej strony. Zaś Koffi i Zola jak zwykle kłócili się kto usiądzie przy przejściu, a kto będzie oglądał widoki.

- Jeżeli nie ustalicie gdzie siedzicie to ja usiądę przy oknie. - powiedział tata

 

W tym samym czasie..

Wszyscy rozmawiali. Mama kazała nam siedzieć, a sama poszła załatwić miejsce dla Lakoo.

- Przepraszam... - powiedział tata po afrykanersku do jakiejś pani z 6-letnim chłopcem.

- Tak?

- Mam pięcioro dzieci i nie mamy znanej nam osoby, która mogłaby usiąść obok mojego syna. Czy może usiąść tutaj? - tata wskazał miejsce koło chłopca

- Tak, tak! Oczywiście! - pani się uśmiechnęła się i wzięła swoją torebkę z siedzenia.

Lakoo usiadł koło synka tej pani i od razu się zaprzyjaźnili, chociaż nie umieli ustalić wspólnego języka.

Niestety przerwała nam stewardessa:

- Neem asseblief kennis! My naam is Kasia. Ek is 'n lugwaardin. Nou het ek sal jou wys hoe om die items wat in die sak voor die staat se sitplek te gebruik ...

- Pani mówi: Proszę o uwagę! Nazywam się Kasia. Jestem stewardessą. Teraz pokażę jak używać elementów, które znajdują się w torebce przed państwa siedzeniem - wytłumaczył bliźniakom tata

Potem wystartowaliśmy. To było straszne. Na początku bardzo trzęsło, ale w końcu już było lepiej. Potem mogliśmy rozpiąć pasy, lecz nie na długo, ponieważ zaczęły się lekkie turbulencje.

 

Na pokładzie samolotu..

Stewardessa szła właśnie ze słodyczami i napojami. Gdy podeszła do nas mama kupiła sobie kawę, ale nam nic, bo my mamy kanapki! Bardzo się oburzyłam, ponieważ na stoliku leżało pełno pysznych słodyczy, które dostawaliśmy w naszej wiosce bardzo rzadko.

- Czy ma Pani przypadkiem słownik języka polskiego? - zapytała mama po angielsku.

- Oczywiście!!! Jestem Polką, dlatego mam polskie imię: Kasia. - odpowiedziała stewardessa ciągle się uśmiechając.

- Oooo, jak dobrze się składa! Nie umiemy mówić po polsku.

A więc uczyliśmy się wszyscy podstawowych słówek. Mama wybierała najważniejsze.

Potem Zoli bardzo chciało się siku. Tata musiał się zapytać stewardessy Kasi gdzie jest toaleta:

- Waar is die toilet?

- Daar. - odpowiedziała w ciągłym uśmiechu.

Tata powiedział nam później, że słowo ,,daar” oznacza ,,tam”.

Tata zaprowadził Zolę do toalety. Ona jest mała, dlatego tata musiał jej trochę pomóc. Gdy się załatwiła wyszła z toalety, ale tata został w środku, a drzwi się zatrzasnęły. Zola była przerażona. Postanowiła pobiec do pani Kasi i powiedzieć jej o wszystkim:

- Dzień dobry. Nazywam Zola. Poszłam z moim tatą do toalety. I ja wyszłam pierwsza, a tata został w środku i się... ZATRZASNĄŁ!!!!!!! Niech mi pani pomoże! - Zola prosiła o pomoc

No i pani Kasia musiała zadziałać. Na szczęście kobieta rozumiała po angielsku. Kazała Zoli czekać pod toaletą, a sama poszła powiadomić pana pilota. On zaś powiedział, że prawdopodobnie tata nie umie wystarczająco mocno klamki od drzwi. Stwierdził, że może się uda uratować pasażera.

Tata walił w drzwi kabiny, ale bezskutecznie. Na szczęście na pomoc przyśpieszyła stewardessa z kluczem.

- Ale męczarnia. Już myślałem, że nie wyjdę. To było takie przerażające!

 

A reszta rodziny...

- No podstawowe słówka zaliczone! Teraz możecie napisać list do swoich przyjaciół. - powiedziała nam mama

Poprosiliśmy o kartki i zaczęliśmy pisać.

- No, tylko nie za dużo. I tak nie wiem czy uda się wysłać listy.

Skończyłam ostatnia. Gdy spojrzałam na rodzeństwo zobaczyłam, że Paluku śpi, Zola, Koffi i tata grają w grę karcianą, którą zakupili u pani Kasi, a Lakoo na pewno bawi się z tamtym chłopcem. Ja natomiast zapytałam:

- Mamo, czy mogłabyś mi dać kartkę? Chciałabym porysować. Ołówka ci nie oddałam?

- Nie, nie oddałaś mi go. Proszę oto kartka, ostatnia więc narysuj coś ładnego.

Dotąd rysowałam tylko patykiem na piasku, który po lekkim wietrze rozmazywał się. Teraz będę mogła go powiesić na ścianie w swoim pokoju.

Minęło półgodziny, a ja jeszcze ciągnęłam ołówek po kartce. Gdy skończyłam pokazałam obrazek mamie.

- Mamo, popatrz! To ja i Riziki jadące okrakiem na słoniu.

- Pięknie! Bardzo mi się podoba ten obrazek. Na pewno bardzo tęsknisz za swoją przyjaciółką. - wzruszyła się mama. - À propos samolotu będziemy za dwie godziny.

- Juhuuuu! Nie mogę się doczekać! - byłam pełna radości, bo przecież jestem bardzo ciekawa jak wygląda Polska. - A właśnie, czy wiesz w jakim jesteśmy teraz kraju?

- Poczekaj. Pomyślmy... Chyba w Budapeszcie, na Węgrzech. Budapeszt to stolica Węgier tak jak, stolicą Zimbabwe jest Harare.

- Mamo, ty się znasz na takich rzeczach.

I tak sobie gawędziłyśmy, póki nie usłyszeliśmy wszyscy głosu pani stewardessy:

- Proszę o uwagę! Niedługo lądujemy. Proszę zapiąć pasy, zamknąć stoliki i odsunąć rolety od okien.

Pani Kasia umiała mówić po afrykanersku, niemiecku, polsku i angielsku. To właśnie dlatego wszyscy pasażerowie ją rozumieli.

 

5 minut później...

- Zuri, Paluku, Zola, Koffi i Lakoo, złapcie mnie i tatę za ręce, żeby się nie zgubić. - ciągle powtarzała mama. - Teraz przejedziemy się małym autobusem na lotnisko. Za pewne czujecie jak jest zimno, więc nie jęczcie mi tu. Na lotnisku powinien być jakiś sklep lub stoisko z ubraniami.

Mama jak zawsze miała rację. Ten wujek Zenon też. Tata powiedział, że jest około 5 ºC, a w Zimbabwe jak zawsze mniej więcej 35 ºC.

 

Po wyjściu z samolotu

- Szybko, Szybko! Biegnijcie! - krzyczałam, bo na dworze był śnieg i było strasznie zimno. A my mieliśmy tylko dziurawe buty z opon!

Gdy dobiegliśmy do budynku, mama powiedziała:

- Musimy tylko wykombinować ubranie, bo nie dojedziemy do domu w taką pogodę. Ale najpierw idziemy po samochód.

Widziałam, że czeka na nas na parkingu, więc szybko poinformowałam o tym tatę.

Potem Lakoo znalazł jakiś sklep z ubraniami:

- Mamo, chciałaś sklep z ubraniami to go masz. Nazywa się c-i-u-s-z-e-k.

- Świetnie, chodźmy!

Kupiła nam wszystkim spodnie, kurtki i swetry. Jeszcze oczywiście każdemu dokupiła parę butów.

 

Po zakupieniu ubrań...

Właśnie jedziemy na ulicę Słoneczną 1263. W tym czasie zaczął padać śnieg. To było piękne! Postanowiłam, że gdy będziemy mieć więcej kartek narysuję śnieg i dzieci bawiące się w nim. Też bym tak chciała.

- Patrzcie to tu! - powiedział nam tata. - Ten niebieski dom.

- Wow, ale ładny, a tam z tyłu widzę wodę! W końcu nie będziemy spragnieni!

- Koffi, to jest basen. Latem się w nim kąpiesz, aby się ochłodzić.

- Jak tam wolisz, tato, ale ja uwielbiam wodę! - Koffi zamknął oczy i westchnął.

- No dobrze wchodzimy. Tylko nie rozbiegajcie się. Ja wam pokażę gdzie są wasze pokoje.

Mama podniosła rękę i wskazała na pierwsze pomieszczenie.

- Popatrzcie tam jest kuchnia, tu salon, tu jadalnia, tu łazienka, tam wyjście na taras. Teraz wejdźmy na drugie piętro. A tam jest sypialnia moja i taty. A teraz to na co najdłużej czekaliście. Czas na pokazanie wam waszych pokoi. Lakoo tu twój pokój. Koffi, Zola to wasz – mama pokazała im przez barierkę pokój na dole. Paluku to jest twój. A teraz czas na ciebie Zuri. Oto twój pokój. Wiem, że marzyliście o prywatności i swoim własnym zakątkiem. Jutro pojedziemy po farby i nowe meble, za tydzień zaczynacie szkołę. - opowiadała mama jakby znała ten dom od lat. - Do tego czasu spróbuję załatwić wam kogoś kto będzie was uczył języka polskiego.

Gdy mama mówiła o tych pokojach byłam taka podekscytowana. Już myślałam, że będę musiała spać z rodzicami i nic się nie zmieni, ponieważ mama powiedziała o mnie na końcu.

 

W sklepie budowlanym...

- Ustalcie jaki chcecie mieć kolor ścian w pokoju. - mówi tata.

- Różowy. - mówi Zola.

- Nie, bo niebieski. - denerwuje się powoli Koffi.

- Nie kłóćcie się! Co powiecie na limonkowy? - zainterweniowała mama.

- Tak!

- Świetnie!

Ja zdecydowałam się na jasny fiolet i beż, Lakoo na niebieski, a Paluku na szary.

- Cieszę, się że obyło się bez kłótni – w tym momencie mama spojrzała ze zgrozą na bliźniaki – i, że wszyscy wybrali kolory ścian. Musimy jeszcze pojechać do sklepu z ubraniami. Potrzebujemy ich więcej. Po drodze widziałam sklep. Nazywał się H&M. Kupimy wam tam po trzy bluzki każdemu, kilka ubrań na dół, jeszcze buty, szaliki, czapki, rękawiczki, a Zoli i Zuri sukienki.

Gdy skończyliśmy przymierzać i kupować rzeczy wsiedliśmy do auta.

- Teraz możemy wracać do domu. Niestety będziecie musieli dzisiaj spać w salonie.

- Super! Jej! Juhuu! Fajnie! - ja i moje rodzeństwo byliśmy wniebowzięci.

- Ale musicie mi pomóc malować. - jak zwykle tata powiedział coś czego nikt się nie spodziewał - Mama zrobi coś do jedzenia i picia. Kiedyś musimy mieć przerwę. A teraz zaczynamy!

- Kochani, dobrze by było, gdybyście zdjęli koszulki i ustalili kolejność malowania pokoi. - uśmiechnęła się mama i poszła do kuchni robić pyszny jak się później okazało sernik.

Postanowiliśmy najpierw pomalować pokój bliźniaków, bo aż skakali podniecenia. Lakoo stwierdził, że może poczekać, więc następny do malowania był pokój Paluku, następnie mój, a na koniec Lakoo.

Gdy była kolej na otwarcie puszki z szarą farbą mama zawołała nas na sernik.

- Skąd znasz na to przepis? - zapytaliśmy

- Wujek Zenon prawdopodobnie też był Afrykaninem. Przepis jest napisany po angielsku.

- No to teraz czas na malowanie. - tata uśmiechnął się szeroko i wziął do ręki pędzel.

- Znowu... - mruknął Koffi.

- Ja też chcę mieć pomalowany pokój! - powiedział Paluku – Tobie to się chce tylko pokój twój i Zoli malować. Innych to nie.

- No dobrze. - zgodził chłopczyk.

Niestety pojawił się problem. Mama wybrała mi taki pokój, w którym było strasznie dużo mebli. W dodatku były stare i przez to ohydne. Okazało się, że zanim pomalujemy mój pokój przepchniemy wszystkie meble na dwór i urządzimy tak zwany pchli targ. Dowiedzieliśmy się, że takie stare meble są bardzo dużo warte. Zarobiliśmy dwadzieścia trzy tysiące pięćset dwadzieścia osiem złotych. Lakoo podsłuchał i mi powiedział.

 

Wieczorem...

Robiło się ciemno, więc rodzice rozłożyli nam kanapę (ledwo się udało, bo rodzice jeszcze nie próbowali) i dali koce. Tata szepnął mi, Paluku i Lakoo, że jutro jak zjemy śniadanie to od razu zabierzemy się do malowania.

 

Komentarze

calineczka 2014-11-19 11:01:49 - Pięknie narysowana Zuri i bardzo "wciągający" tekst.

Polecam inne wpisy w tym dziale:

Niedziela, 29 stycznia 2012 rok - 2014-10-19 18:42:44

Tornistry - Woda na ziemi więcej ≫

Poniedziałek, 23 stycznia 2012 rok - 2014-10-19 18:41:54

Babcia i dziadek - Znów Wojtek więcej ≫

Środa, 18 stycznia 2012 rok - 2014-10-19 18:41:04

Mail ze szkoły - Podróż na pocztę - Pan Bizoń więcej ≫

Wtorek, 17 stycznia 2012 rok - 2014-10-19 18:39:12

Kartka z życzeniami - Przygotowania do wycieczki więcej ≫

Poniedziałek, 16 stycznia 2012 rok - 2014-10-11 19:41:58

Rozdzielanie - Wojtek - Informatyka więcej ≫

Środa, 11 stycznia 2012 rok - 2014-10-11 19:37:28

Wycieczka klasowa więcej ≫