Opowiadanie pt. ,,Latający słoń''

LATAJĄCY SŁOŃ

 

Grudzień

piątek, 23 grudnia

Opowiem wam historię, jak chciałem nauczyć się latać, a więc było tak...

Dawno, dawno na sawannie było pełno żyraf, hipopotamów, zebr i lwów, lecz najwięcej było słoni. Słonie były najważniejsze i rządziły całą sawanną. Później królem zostały lwy. Lwy rządziły gorzej niż słonie. Nikt nie wie dlaczego, nawet najmądrzejsze zwierzę świata chyba, by nie wiedziało. Wróćmy do słoni. Miały one wielkie pałace. Jedna z rodzin królewskich była najważniejsza z wszystkich słoni. Najważniejsza, bo ta rodzina stwierdziła, że słoni jest najwięcej i, dlatego będą rządzić sawanną. Miała też najwięcej pieniędzy zwanych Mambami. Rodzina miała na nazwisko Słonińscy i w jej skład wchodzili : babcia, dziadek, ciocia, wujek, mama, tata, brat i mały. Mały to ja. Najpierw przedstawię Wam Słonińskich. Babcia jest starym, słoniem ma bardzo wiele lat i robi pyszne bananowe muffinki. Dziadek też jest stary, lecz nadal lubi się ruszać. Ciocia jest poważna i rzadko się śmieje. Śmieje się tylko, kiedy coś jest bardzo, bardzo śmieszne. Wujek jest świetny. Jest bardzo śmieszny i rozpieszcza nas ( mnie i mojego brata ). Mama bardzo lubi grać w tenisa, a tata w piłkę nożną. Mój brat nazywa się Janek i jeździ na deskorolce. Ja nazywam się Stefek. Mówią na mnie „Mały” bo jestem najmłodszy z rodziny. Bardzo lubię marzyć.

 

Sobota, Wigilia, 24 grudnia

Mama zawołała nas na śniadanie. Zeszliśmy z Jankiem, bo byliśmy głodni jak wilki, chociaż jesteśmy słoniami. Tata, wujek, ciocia, babcia, dziadek i mama, która nadal robiła naleśniki z trawą ( bardzo pyszne ), byli już w kuchni. Przy śniadaniu wszyscy rozmawiali, a ja rozmarzyłem się ignorując rozmowy. Pomyślałem, że chciałbym być jednym z tych ważnych słoni, o których ciągle rozmawiamy w szkole np. Słozimierzem Wielkim, Słomieszkiem Pierwszym. W końcu wymyśliłem ! Będę latać! Każdy słoń chce latać, ale nie umie ! Ja będę tym pierwszym ! Rodzina będzie mnie chwalić: jak wpadłeś na ten pomysł ?, Nasz synek jest sławny !, Janek, weź przykład ze Stefka. Wyszedłem na dwór do kolegów i powiedziałem i, że będę latać. Oni nie uwierzyli i poszli sobie, bo po co próbować latać, jeśli wiadomo, że się to nie uda ?

- Słonie przecież nie latają - powiedział jeden z kolegów. No, nie wiem, ale w każdym razie ja próbowałem. Wspiąłem się na baobab i zeskoczyłem. Na początku uznałem to za latanie i chciałem powiedzieć o tym kolegom, ale stwierdziłem, że to jest zeskoczenie, a nie latanie. Podskakiwałem więc, ale to też na nic. Nie mogłem niczego wymyślić, więc wróciłem bardzo smutny do domu. Kiedy wchodziłem, usłyszałem, że mama coś mówi do reszty rodziny, że dzisiaj jest wigilia.

- Co !? - krzyknąłem. - Idę do pokoju szukać prezentów dla Was. No, i poszedłem. Prezent dla mamy to nowe piłeczki do tenisa firmy „Słoniowe Piłeczki”, dla taty - pompka do piłki, dla dziadka - opaska na czoło, dla babci - babeczki bananowe, które wcześniej zrobiła, dla cioci dowcipy, żeby się kiedyś pośmiała i dla wujka laurkę z moim zdjęciem ( on nas uwielbia i nic go nie ucieszy bardziej niż moje lub Janka zdjęcie ) . Po woli nadchodził wieczur. Mama robiła potrawy wigilijne, babcia piekła muffinki, a ciocia nakrywała do stołu. Wujek i tata grali w warcaby. Dziadziuś poszedł pobiegać, a Janek pojechał na deskorolce do Skate Parku dla słoni, żyraf, lwów... Potem zaczęła się schodzić dalsza rodzina.

- Nareszcie kolacja ! Niedługo rozpakujemy prezenty ! Ach, jak lubię tę chwilę. - powiedziałem z zadowoleniem. Na stole było dużo jedzenia ( mogę wszystkiego nie wymienić, bo nie, wiem jak niektóre potrawy się nazywają ) :trawkowy zawrót głowy, muffinki z bananami, barszcz z kory drzewa ( niezbyt dobry ), pierogi nadziewane trawą i muszkami, i inne potrawy. Ja zjadłem oczywiście muffinki z bananami i trawkowy zawrót głowy. Nadeszła chwila rozpakowywania prezentów. Spróbuję w tym roku poczekać, aż wszyscy rozpakują prezenty, a ja zostawię swoje na koniec. No, i udało się, ale najpierw opowiem Wam co dostała moja rodzina : prababcia - bardzo wielki ocieplany koc, pradziadek - książkę „Ulubione Potrawy Słoni” ( nie wiem, czy mu się przyda ), babcia - „Księgę Przepisów Nie Tylko Dla Słoni” i babeczki bananowe, dziadek - nowy strój do ćwiczeń sportowych i opaskę na głowę, ciocia magazyn ( całkiem nowe wydanie świąteczne ) „Śmiej I Dowcipkuj Z Nami” i kartkę z dowcipami, wujek - „Jak Spędzać Wolny Czas” oraz moje i Janka zdjęcie, tata - nową piłkę i pompkę, mama dostała te same prezenty czyli piłeczki do tenisa firmy „Słoniowe Piłeczki”, Janek - śrubokręt do kółek do deskorolki, a ja dostałem... Zgadnijcie, co ?! Kartkę z instrukcją jak zbudować machinę do latania !!! Ale się cieszyłem. Niestety mama krzyknęła do mnie i Janka, żebyśmy poszli spać, tak więc nie mogłem dziś zbudować machiny.

 

Niedziela, 25 grudnia

Czas do kościoła ! Wyszliśmy z naszego wielkiego domu na Mszę Świętą. Dzisiaj w kościele ksiądz mówił o tym, że trzeba być dobrym dla innych.

Po powrocie do domu od razu chciałem robić machinę do latania. Na liście zakupów co trzeba kupić były następujące :

1. 45 śrubek lekkości,

2. 34 zwykłe śruby,

3. 50 piórek,

4. dużo blaszek,

5. wielkie skrzydła,

6. szyby.

I już nic więcej. Łatwe, nie ? Idę zapytać mamy, czy ma :

45 śrubek lekkości, 34 zwykłe śruby, 50 piórek, dużo blaszek, skrzydła i szyby. Mama powiedziała, że ma tylko szyby. Niestety, popękane, ale da się je skleić ! Zapytałem się mamy, gdzie te szyby. Powiedziała, że są w piwnicy.

- Leżą luzem, więc uważaj, żeby się nie skaleczyć. Poszedłem i znalazłem bardzo ładne szyby. Zaniosłem je do pokoju, ale musiałem wracać kilka razy, bo dużo potrzebuję tych szyb. Oto moja lista :

1. 45 śrubek lekkości,

2. 34 zwykłe śruby,

3. 50 piórek,

4. dużo blaszek

5. wielkie skrzydła

√ 6. szyby.

Brakuje mi jeszcze pięciu rzeczy. Hmm... może tata coś mi da ?! Pobiegłem więc do taty, bo chcę jak najszybciej móc latać. Powiedziałem tacie, czego potrzebuję. Tata odpowiedział, że większość rzeczy można kupić na Allegro. Biegnę jak najszybciej do mojego pokoju, bo tam znajduje się komputer. W wyszukiwarkę wpisuję Allegro. Piszę „śrubki lekkości”. Nie ma... Skrzydeł też nie ma. Blaszki są tylko trzy do kupienia. Ja potrzebuję więcej! Śruby są i piórka też są. Śrubek jest 34 ( akurat tyle potrzeba ), a piór 62 (trochę za dużo, być może będę się bawić z zebrą lub lwem, to użyję). Na karteczce było napisane, że to takie łatwe nie jest, ale to jest proste jak... drut ! Kupię: blaszki ( nie ma tylu ilu potrzebuję, ale jeszcze gdzieś znajdę), śruby i piórka. Razem za wszystko zapłacę 142,86 M. To dużo, ale mam tyle. Zrobiłbym wszystko, aby móc latać.

- O nie ! Z przesyłką wychodzi Wychodzi 198,97 M. Tyle nie zapłacę !

Kupiłem więc tylko piórka po 31,12 M. Leprze to niż nic. Moja lista :

1. 45 śrubek lekkości,

2. 34 zwykłe śruby,

√ 3. 50 piórek,

4. dużo blaszek

5. wielkie skrzydła

√ 6. szyby.

Zdecydowałem, że będę szukał pozostałych rzeczy gdzie jest taniej. Szukałem bardzo długo. Wszędzie było bardzo drogo. Byłem bardzo zmęczony. Godzina była późna czyli pierwsza w nocy. Poszedłem spać.

 

Poniedziałek, 26 grudnia

Śniło mi się, że nie muszę budować żadnej machiny do latania, ponieważ ja mam skrzydła. Wstałem o wpół do dwunastej.

– Stefek, cieszysz się ? Nie idziemy do szkoły -Krzyczy Janek. Czemu ? Pomyślałem.

- Są ferie ! Są ferie !

Ucieszyłem się. Nie miałem ochoty słuchać dalej Janka, więc pobiegłem do pokoju. Przed chwilą przyszła paczka z piórami. Nie rozpakowywałem ich na razie, bo mogłyby się pogubić, mimo że jest ich za dużo. Wziąłem paczkę do siebie. Postanowiłem popracować nad śrubkami. Po godzinie wymyśliłem, że mogę pójść do któregoś z kolegów. Najpierw pójdę do lwa. On lubi majsterkować, więc na pewno ma jakieś śrubki. Już wychodziłem, już zamykałem drzwi, a wtedy dziadek krzyknął :

- Dokąd idziesz ?

- Do kolegi.

- Przecież idziemy dziś do kina.

- Mogę iść z lewkiem ?

Dziadek się zgodził i powiedział, żebym szybko po niego poszedł, bo musimy niedługo zaraz iść, żebyśmy się nie spóźnili. Wybiegłem przez bramę naszego wielkiego ogrodu. Przebiegłem na drugą stronę ulicy i zobaczyłem lewka, który siedział na chodniku i się nudził. Krzyknąłem do niego z daleka, czy nie chciałby pójść z nami do kina. Lewek się zgodził, bo już z daleka było widać, nie miał co robić. Poszliśmy, do domu gdzie czekała limuzyna. Ja, Janek i lewek, zdziwiliśmy się po co limuzyna, jeżeli kino jest bardzo blisko. Rodzice ( oczywiście moi i Janka ) powiedzieli, że nie chce im się iść pieszo. Ciocia powiedziała, że idziemy na „Panterę Pottera”. Zdziwiliśmy się, bo nigdy i nigdzie nie słyszeliśmy o tym filmie. Kupiliśmy: trzy duże kartony z popcornem, dwie paczki chipsów, M&M'sy i dużo papierowych kubeczków z colą. Minęło czterdzieści minut, a film się nie rozpoczął. Wtedy przyszła zebra, która powiedziała, że jeśli jest tu ktoś, kto majsterkuje i jest w tym bardzo dobry, niech zgłosi się do kasy i że „ Pantera Potter” się na razie nie zacznie. Poszliśmy z lewkiem do kasy. Nikogo tam nie było, oprócz kasjerów i kasjerek, nas i pani zebry. Lewek powiedział, że umie naprawiać różne rzeczy, dlatego pani zebra zaprowadziła nas do pomieszczenia z projektorem kinowym. Kiedy weszliśmy do tego pomieszczenia to pani zebra nie musiała nam nic tłumaczyć, bo było widać od razu co się stało. Projektor był uszkodzony. Lewek zabrał się do działa zaraz po przyjściu, a ja patrzyłem jak Lewek posługuje się czasem śrubokrętem, czasem jeszcze czymś innym. Nagle coś błysnęło, mignęło i film się zaczął, a pani zebra zdążyła powiedzieć, że wszystko już w porządku. Powiedziała też, żebyśmy po filmie przyszli do kasy. Zgodziliśmy się i pobiegliśmy bardzo szybko do mojej rodziny. Film był długi i bardzo fajny. Kiedy się skończył, podszedłem razem z Lewkiem do kasy. Pani zebra powiedziała, że chciałaby się nam odwdzięczyć. Lewek niczego nie chciał, a ja owszem chciałem.

Chciałbym :

1. 45 śrubek lekkości,

2. 34 zwykłe śruby,

3. dużo blaszek

4. wielkie skrzydła

Pani zebra nie miała wszystkiego, dlatego dała nam tylko 34 zwykłe śrubki i 2 duże niepotrzebne blachy.

- Bardzo dziękujemy - powiedziałem i poszedłem do limuzyny.

Lewek zaśmiał się :

- jak dobrze, że macie limuzynę.

W limuzynie Lewek spytał, po co mi te śrubki i blachy. Odpowiedziałem, że do machinę do latania. Po powrocie do domu, Lewek pobawił się chwilę i poszedł, bo mama kazała mu wrócić o wpół do siódmej ( wieczorem ). Moje śrubki przesypałem z foliowego woreczka do pudełka, na którym napisałem „śrubki do zbudowania machiny do latania”, a blachy położyłem tam gdzie piórka. Na mojej liście jest napisane tak :

1. 45 śrubek lekkości,

√ 2. 34 zwykłe śruby,

√ 3. 50 piórek,

√ 4. dużo blaszek

5. wielkie skrzydła

√ 6. szyby.

Może i nie mam zbyt dużo blaszek, ale jutro ich poszukam.

 

Wtorek, 27 grudnia

Znowu obudziłem się późno czyli o jedenastej. Za to wcześniej niż wczoraj. Jak wylegiwałem się w łóżku to wtedy zobaczyłem, że pada śnieg. Nie zdziwiłem się z tego powodu, bo są ferie i jest zima. Zjadłem szybko śniadanie, ubrałem się i wybiegłem pobawić się w śniegu przeważnie lepić bałwana i robić orły w śniegu. Bawiłem się i bawiłem aż tu nadjeżdża wielka śmieciara ( nie koło mnie tylko koło bramy wejściowej do mojego wielkiego ogrodu ) i rozrzuciła dużo blaszek. Ale szczęście pomyślałem i wziąłem te najlepsze. Zaniosłem je do domu. Potem nie miałem już ochoty bawić się na dworze tylko w domu. Bawiłem się w samolot. Samolot, który przewozi słonie, lwy, zebry... Mama krzyknęła, żebym nie biegał w domu, bo coś stłukę lub... Buuuuuuuuuuuuuuum !!!!!!! Telewizor się przewalił !!!!! Krzyczała mama. Mówiłam, że coś stłuczesz !!! Stefan do pokoju ! Poszedłem więc do pokoju. Po godzinie powiedziała, że mogę już wyjść. Zobaczyłem rozwalony telewizor i … Śrubki !!!!!!! To śrubki lekkości !!!!!! Policzyłem wszystkie i były czterdzieści cztery śrubki lekkości. Potrzebuję czterdziestu pięciu, ale raczej nic się nie stanie jeżeli nie ma jednej. Wziąłem je do pokoju i włożyłem do pudełka z napisem „śrubki lekkości do zbudowania machiny do latania” Teraz poszukam skrzydeł. Może poczytam ? Wolę poczytać jestem zmęczony. Szukałem różnych książek. W końcu znalazłem. Miała tytuł „Pantera Potter i książę półkrwi”. Trochę poczytałem, ale zdecydowałem wziąć inną książkę. Wtedy gdzieś wysoko na półce zauważyłem książkę „Jak Zbudować Skrzydła”. Muszę to przeczytać ! Podsunąłem krzesło i sięgnąłem książkę. Czytałem i czytałem. W książce było napisane co potrzeba. Na szczęście wszystko miałem. Więc od razu zacząłem budować. Dużo czasu mi to zajęło, ale było jedno skrzydło. Teraz jeszcze drugie powiedziałem do siebie. Tyle samo czasu zajęło mi drugie skrzydło.

 

Środa, 28 grudnia

Tego dnia zacząłem myśleć gdzie położyłem kartkę z napisem „Jak Zbudować Machinę Do Latania”. Położyłem ją na biurku. O jest ! Przeczytałem:

Żeby zbudować machinę do latania musisz wziąć klej, który jest przyczepiony na drugiej stronie.

Odwróciłem i był. Był także jakiś proszek i zawiasy. Może potem dowiem się do czego.

Tym klejem musisz złączyć ze sobą wszystkie blaszki, żeby powstała wielka kula. Wywierć otwór w kuli, żebyś mógł przez nie wejść do środka kuli. Potem do dziury przyczep nawiasy(, które są na drugiej stronie kartki). Do nawiasów znowu musisz coś przyczepić. Mianowicie drzwi wycięte wcześniej. Przy drzwiach musisz coś wywiercić czyli miejsce na szyby. Jak już wywiercisz to brzegi poklej klejem i wczep szyby. Przykręć zwykłymi śrubkami skrzydła. Śrubki lekkości przykręć na zewnątrz do blachy.

No, no. Powiedziałem.

Jak skończysz posyp całą maszynę prochem. Maszyna będzie tylko słuchać tego kto posypię prochem maszynę. Jak używać maszyny ? Wejdź do środka i powiedz leć w górę. Jak to powiesz to poleci w górę. Tak samo jest jeżeli chcesz skończyć latać, skręcić w prawo lub lewo.

Budowałem chyba do trzeciej nad ranem. Wyszła. Piękna i wielka maszyna.

 

Czwartek, 29 grudnia

Dzisiaj na ziemi jeszcze leżał śnieg. Chciałem wypróbować jak lata moja maszyna. Włożyłem do środka fotel. Nie był ciężki. Poprosiłem, żeby tata ściągną mi maszynę na dół. Tata zdziwił się jak zobaczył moje cacko. Z trudem udało nam się zdjąć maszynę z piętra, ( mam pokój na piętrze i budowałem maszynę w swoim pokoju )ale z pomocą : cioci, wujka, mamy, mnie, Janka, babci i dziadka. Wszyscy wystawiliśmy maszynę na dwór. Wsiadłem do niej i powiedziałem „w górę” i maszyna poleciała w górę. Zwierzęta z dołu dziwiły się kto to leci i w czym leci. Bardzo mi się podobało, ale nagle zacząłem spadać. Za to nie byłem zbyt wysoko. Aaaaaaaaaaa!!!!! Raaaaaaaaaaaaaatujcieeeeeeee!!!!!!!!!!! Dobrze, że na dole był śnieg. Wróciłem ciężko do domu. Byłem przeziębiony. Chyba szybko nie zacznę próbować latać. Jestem ciekaw czy spadłem, dlatego, że włożyłem fotel do środka czy, że nie było jednej śrubki ?

 

Komentarze

calineczka 2014-05-07 20:15:10 - Świetne po prostu i bardzo ciekawe. Jestem z Ciebie dumna Malwinko, a w dodatku Latającego Słonia mam w postaci książeczki (twój debiut literacki wydany w 2011 r.) i czasem czytam sobie do poduchy, nieustannie podziwiając Twoją wyobraźnię i rozczulając się zabawnymi rysuneczkami. Na koniec uśmiechnięta autorka z okładki dostaje zawsze czułego buziaka. Z nadzieją czekam też na kolejną książeczkę - babcia.

Polecam inne wpisy w tym dziale:

Róża - 2014-05-15 18:10:19

Krótki wierszyk o kwiecie róży lub o dziewczynce o imieniu Róża. więcej ≫

Ptaki - 2014-04-28 17:40:55

Krótki wierszyk o ptakach. więcej ≫